Mojego
GAZ-a znalazłem przez internet w małej wsi w
południowo-zachodniej Polsce. Był całkowicie
oryginalny, zaledwie miesiąc wcześniej zwolniony z
jednostki wojskowej w Warszawie. Nie było się nad czym
zastanawiać. Wpłaciłem zaliczkę i zacząłem
organizować przewóz do Anglii.
Postanowiłem
przetransportować go na lawecie ciągniętej przez
mojego starego Pajero. Przeprawa promowa i droga przez Niemcy
zajęły znacznie więcej czasu niż się
spodziewałem. Do Polski dotarliśmy późną
nocą.
Na
drugi dzień, po krótkich oględzinach wiedziałem
że to jest “mój” GAZ. Dokładnie taki
jakiego szukałem.
GAZ
o własnych siłach wjeżdża na lawetę.
Przed
nami 1500 kilometrów przez Polskę, Niemcy, Belgię,
Holandię, Francję, kanał La Manche i Anglię.
Trzeba
go dobrze uwiązać.
Stacja
benzynowa w Polsce.
Krótki
postój w Niemczech.
Kolejne
tankowanie w Niemczech. Zaledwie kilka kilometrów dalej,
staruszek Mitsubishi odmówił dalszej współpracy.
Pękł blok silnika. Nie było mowy o dalszej
podróży.
Po
nocy w hotelu, wypożyczyliśmy vana z hakiem
holowniczym. To była jedyna możliwa opcja. Mitsubishi
zostało pod opieką niemieckich mechaników. Wtedy
myślałem że to tylko uszczelka pod głowicą...
Mały
van spisywał się dzielnie. Wieczorem dotarliśmy na
przeprawę promową. Dzień później niż
zaplanowałem, ale nie było problemu z wykorzystaniem
wcześniej kupionych biletów.
GAZ
w Calais, tuż przed wjazdem na prom.
Na
promie.
Wreszcie
w domu. Czwarta w nocy. Nie byłem nawet w stanie myśleć
o rozładunku.
GAZ
po raz pierwszy dotknie angielskiej ziemi.
Wjechał
na podwórko i stanął. Silnik nie dał się
ponownie uruchomić. Najwyraźniej nie spodobało mu
się w Anglii...